1.09.2012

Rozdział 15


-Ja nic nie rozumiem-wymamrotałam zdezerientowana.Tego wszystkiego było dla mnie za dużo.-Lincoln pilnował króla piekieł?-spytałam chcąc się upewnić.Czy świat zaczął wariować?Czarownice z Salem pasowały mi do tego ale nie ród królewski czy rodzina Lincolna.Może jednak właśnie oto chodzi by osoby stojące po stronie zła nie znalazły pana ciemności.Mimo to jak widać udało im się.
-Mamy plan ale do tego potrzeba dwóch pośredników jednak jak zauważyłaś z wiadomości każdy zostaje zamordowany przez co trudniej jest odnaleźć innych,którzy pochowali się w różnych zakątkach kuli ziemskiej-rzekł Adam gdy jego siostra kładła na stole różne stare księgi otwarte na różnych stronach gdzie nie gdzie widniały ilustracje ukazujące okropne stwory,upiory a wreszcie diabła.Poczułam dreszcze przebiegające wzdłuż moich pleców oraz gęsią skórke na całym ciele.
-Ale przecież musimy pokonać tego potwora a do tego są potrzebni pośrednicy!-krzyknęłam zdenerwowana przez coraz większe emocje.Była niedziela,jutro musiałam iść do szkoły a tu cały świat się wali.
-Zrozum Bloom,że Ci ludzie mają swoje rodziny,chcą żyć-rzekł kobieta,której imię dowiedziałam się dopiero dzisiaj.
-Ja też chce żyć!Mam 18 lat a moi jedyni przyjaciele to 2 duchy!Chce iść na uniwersytet i zdobyć wymarzoną prace!Chce się zakochać i za kilka lat mieć rodzinę i nikt się mnie nie pyta czy chce to robić!-krzyczałam zła.Muszę być naprawdę złym człowiekiem skoro mnie to spotyka.
-Musimy go pokonać Bloom a za nim znajdziemy innego przewodnika to on może zniszczyć cały świat-oznajmiła poważnie Ayina spoglądając na mnie.Uspokoiłam się chcąc jej do końca wysłuchać.-Pośrednicy mają ogromną moc choć tylko doświadczeni o tym wiedzą.Z twoją pomocą cofniemy się do dnia śmierci Lincolna i zapobiegniemy zabraniu klucza i otwarciu krypty.-skończyła przemówienie.
-Cofniemy...w...w czasie?-wykrztusiłam przeprażona.To działo się zdecydowanie za szybko dla mnie.Z jednej strony wiedziałam,że muszę pomóc ale z drugiej strony chciałam zwiać jak najdalej stąd i najlepiej jeszcze zniknąć przed wszystkimi duchami oprócz Emily i Jesse'go,które coś chcą ode mnie.O dziwo od prawie miesiąca żadnego ducha nie widziałam chcącego coś ode mnie.
-Tak Bloom.Codziennie będziesz do nas przychodzić a my będziemy Cię trenować i razem będziemy ćwiczyć-zabrał głos Adam podając mi kubek z herbatą.
-Jednak musimy znaleźć jakąś rzecz,która została zbudowana w czasach Lincolna lub istniała już w jego czasach-powiedziała jego siostra a ja słuchałam ich w ciszy układając to sobie w głowie w jakimś logicznym porządku co było nie lada wyzwaniem.
-Musisz jeszcze popracować nad sobą pod względem fizycznym byś mogła bronić się przed demonami.Również ze względu na to,że tak długa podróż w czasie jest bardzo męcząca-dodał jeszcze mężczyzna dobijając mnie do końca.
-Jakie mamy szanse by wygrać?-zadałam im pytanie,która dręczyło mnie od przyjścia tutaj a nawet jeszcze dłużej.Spojrzeli po sobie zastanawiając się co mi powiedzieć.Żądam prawdy nawet tej najgorszej.Błagam!
-Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli to wygramy i to z pewnością-wypowiedział się Adam choć to mnie i tak nie uspokoiło.
-A jeśli coś pójdzie nie tak?-spytałam choć patrząc na nich widziałam,że brali tego pod uwagę.
-My mamy plan wrazie takiego wypadku lecz prawdę mówiąc-zatrzymała się Ayina patrząc na brata u którego szukała pomocy.
-Chce usłyszeć całej prawdy choć może być ona najgorsza-oświadczyłam w jednej części zła w drugiej przerażona.Nie wiedziałam,które uczucie góruje u mnie.Czułam jak łzy chcąc pocieknąć po moich policzkach lecz ze wszystkich sił starałam się je zatrzymać w tym samym czasie również uspokoić swoje galopujące serce,które chciała wyskoczyć mi z piersi.
-Z tym drugim planem mamy o wiele mniejsze szanse jednak mamy możliwość wygrania-wypowiedział się Adam.Miałam nadzieje,że mamy 50 procent szans z planem B lecz jego wzrok mówił coś zupełnie innego.
-Jest już późno.Powinnaś wracać już do domu.Dasz radę sama czy Adam ma cię odprowadzić?-spytała się czarownica.Podziękowałam za herbatę i obiecałam,że jak najszybciej dotrę do domu nie chcąc by mężczyzna nie szedł ze mną.Wyszłam  stamtąd jak najprędzej i gdy tylko skręciłam w prawo i byłam pewna,że mnie nie widzą rozpłakałam się.
-Wiesz,że coraz częściej widzimy cie zapłakaną?-zadała mi pytanie Emily choć raczej z tego zdania powinna zrobić stwierdzenie.
-Myślę,że ma PMS-wyraził swoją opinie Jesse sprawiając,że od razu wybuchłam śmiechem,którego przez dłuższy czas nie mogłam opanować.
-Co to jest PMS?-spytała się nas Emily powodując,że wybuchłam jeszcze większym śmiechem.Jesse lekko uśmiechał się patrząc na mnie a po chwili nic nie rozumiejąca Emily dołączyła do niego.Cały czas będąc wesoła ruszyłam do domu zwanego od pewnego czasu piekłem.Bo to była prawda.Wiedziałam,że przeciwstawiając się rodzicom doprowadziłam do tego,że mieszkanie tam to będzie kara gorsza niż dożywocie w więzieniu.Ktoś chce się zamienić?Cicho,powoli nie zapalając światła by nie obudzić rodziców weszłam do domu.Zamknąwszy drzwi zdjęłam buty nie chcąc zostawić śladów choć znając mojego pecha i tak mama zauważyła moją nieobecność.
-Gdzie byłaś?-usłyszałam nagle pytanie ojca powodując,że podskoczyłam z przerażenia.Czy ja mogę choć przez pięć minut się nie bać?To jest jedno z moich marzeń na liście,która jest bardzo długa.Jeśli miałabym wyliczyć wszystkie punkty to zajęłoby to z trzy miesiące.
-To nie twoja sprawa-powiedziałam spokojnie zaglądając do lodówki z skąd wyciągnęłam czekoladowe ciastka.
-Jestem twoim ojcem i masz się odzywać do mnie z szacunkiem-rozkazał na co ja prychnęłam.
-Ty moim ojcem?Jesteś śmieszny.Dostałam od ciebie tylko życie i nic więcej.Całe dnie albo siedzisz w firmie albo w gabinecie nie zapominając o twoich służbowych podróżach.Nic ale to nic nie wiesz o byciu ojcem więc daj mi spokój!-podniosłam głos patrząc groźnie na ojca.Zawsze miałam szacunek do swoich rodziców i kochałam ich a jak mi coś nie pasowało to ukrywałam to przed nimi ale teraz odkąd wybuchła awantura podczas rodzinnego spotkania miałam dość.Wiedziałam,że nie dam się rodzicom i będę spełniać swoje marzenia.Wiedziałam,że jak tylko skończę szkołę i dostane się na studia to wyprowadzę się z stąd jak najdalej.Moje życie obróciło się w tak krótkim czasie o 180 stopni.
-Ale nadal mieszkasz pod moim domem i to ja dam pieniądze na studia więc masz się odzywać do mnie z szacunkiem-oświadczył.
-Nie potrzebuje was-warknęłam zła i pobiegłam do swojego pokoju gdzie czekali już na mnie Jesse,Emily oraz mały duszek,który okazał się dziewczynką.Chciałam już rzucić parę przekleństw ale patrząc na jej smutną twarz powstrzymałam się.
-O co chodzi dziewczynko?-zadałam jej pytanie najsłodszym głosem jakim umiałam kucając przed nią.Emily uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo chcąc przekazać,że jest ze mnie dumna(...)
Powinnam grzecznie słuchać Adama i jego siostry i zostać w domu ukrywając się przed demonami,diabłami i wszystkimi inny stworami ale oczywiście moim obowiązkiem jest pomaganiem zbłąkanym duszom.Wraz z Jessem i Emily biegłam przez park chcąc dostać się do domu zmarłej dziewczynki.Duchy mają lepsze słuch więc skupili się czy ktoś nie nadchodzi.Moim zadaniem było uratowanie małego kotka,które mama zmarłej wyrzuci według niej.I co ja zrobię z tym kotem?To jest niezłe pytanie na liście moich pytań jak na razie bez odpowiedzi.
-Co ja mam potem z tym kocurem zrobić?-zadałam pytanie moim towarzyszom.
-To nie jest kocur a kociątko a jeśli chodzi o twoje pytanie to ci odpowiem,że możesz go zatrzymać-odpowiedziała mi Em a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Chcesz by mnie matka wyrzuciła z domu?-wycedziłam zła,że normalnie nie mogę przespać reszty nocy wspominając piękne chwile z Davidem.Na samą myśl czułam się szczęśliwa.Po pół godzinie dotarliśmy na miejsce.W domu dziewczynki były zapalone światła.Mimo tak dłużej odległości słyszałam krzyki z tego domu.Gdzieś w oddali usłyszałam ciche miauczenie.Za drzewa wyłonił się mały,szary kociak,który był wielkości.Jego smutne,czekoladowe oczy oraz spojrzenie dziewczynki przepełnione miłością do tego zwierzaka skruszyły moje serce.Spojrzałam na małego duszka i z szczerą prawdą powiedziałam:
-Zaopiekuje się nim-dziewczynka słysząc te słowa uśmiechnęła się i powoli rozpłynęła się całkowicie.
-Dziękuje-to było jej ostatnie słowo.Podeszłam do kotka niechcąc go wystraszyć.Wzięłam go na ręce a kociak natychmiast wtulił się we mnie.Emily patrzyła na niego uśmiechnięta.
Tydzień później
Minął tydzień podczas,którego wiele się zmieniło.Nastał kwiecień a tym samym jak na machnięciem czarodziejskiej różdżki śnieg  znikał ukazując coraz więcej pięknej trawy oraz drzew.Kwiaty zaczęły rozkwitać a zwierzęta budziły się do życia.Codziennie zostawałam godzinę dłużej ćwicząc z profesorem od historii każdy szczegół mojego wystąpienia na konkursie gdyż jak to się okazało będą na nim obecni profesorowie związani z takimi uczelniami jak Yale,Brown,Dartmounth,Harvard czy Cornell.Właśnie dzięki takim momentom mogliśmy spełniać swoje marzenia i ja wiedziałam,że musi mi się udać jeśli chce odciąć się od rodziców.Wiedziałam również,że dzięki poparciu wujka,który specjalnie przyjedzie wraz z Filiphem i swoją żoną mam duże szanse dostać się do Yale jednak mimo to chciałam,żeby to była tylko moja zasługa.Po szkole spędzałam dwie godziny u Adama i Ayinny ćwicząc swoje umiejętności w tym cofnięcie się w czasie i puki co umiałam cofać do godziny wstecz.Nienawidziłam tych podróży po który w nocy spędzałam większą część w łazience wspierana przez Jessego i Emily.Bez nich już dawno bym uciekła na Antarktyde.
Z Davidem układało mi się niesamowicie.Spotykaliśmy się w każdej wolnej chwili a blondyn tak pokochała Brutusa,że nie mógł już bez niego żyć.Podczas jednego z spacerów zażartowałam,że się w nim zakochał.Byłam szczęśliwa jednak wiedziałam,że to nie potrwa długo.